Grubistan Wikia
Advertisement

Wyruszyliście natychmiast, bez zbędnych pożegnań i marnowania czasu, w końcu zdziczałe zwierzęta jakimi są turasy nie potrzebują takich tkliwych chwil. Droga początkowo wiła się niczym makaron wstążeczki przez jałowe równiny stwardniałego tłuszczu. W międzyczasie musieliście pokonać dwie odnogi Gnilca - niezbyt dużej rzeki spływającej do Morza Baleronu. Przez cały ten czas Cihangir nie odzywał się za dużo, okazując sporą dawkę pogardy i nieufności. Droga obfitowała w wiele zaropiałych pryszczy zastępujących roślinność, także pod względem kaloryczności, dzięki czemu mogliście zaspokajać swój głód je wyciskając i tym samym nie martwiąc się o zapasy. Cihangir na każdym kroku zachwycał się widokami, które inspirowały go do pisania jego słynnych wierszy. Najlepszy jaki napisał podczas tej wyprawy to:

Na górze róże

Na dole zwyrole

Pryszcze smakowite

Pływają w rosole

Po tygodniu dotarliście na skraj moczarów. Ciężko stwierdzić czy najpierw poczuliście wyjątkowo paskudny zapach przypominający rozwalony toitoi na zaśmiardłej plaży czy też może pierwsze dopadły was konowały - wielkie muchy kąsające niczym szczypawy.

Uważaj Grubasie, gdyż jeszcze ci nic nie mówiłem, ale te moczary zamieszkują wyjątkowo parszywe istoty. Trzymaj się od nich z daleka i módl się, żebyśmy nie musieli się z nimi zmierzyć - oznajmił Cihangir. Nie brzmiało to zachęcająco.

Niedługo potem teren zamienił się w trzęsawisko - półpłynny i zdradziecki zjełczały łój, w którym przy każdym kroku topiła się cała stopa. Trzeba było szybko przebierać kośpyrami, gdyż w przeciwnym razie można było ich już więcej nie wyciągnąć z tłuszczu. Taka śmierć to najgorszy koszmar. Fakt ten narzucał waszej wyprawie zabójcze tempo. Nie było miejsca na odpoczynek czy chociażby złapanie oddechu. Pod koniec dnia bolały cię już giry. I wtedy to niespodziewanie smalczy radar wydał dzikie blypnięcia - oznaka, że kula jest już gdzieś niedaleko. Kierując się sygnałem w krótkim czasie doszliście do oazy twardego gruntu, silnie zarośniętego włóknami tłuszcowymi przypominającymi trzcinę. Z potężnym sapnięciem zwaliłeś się na podłoże. Odpoczywając w ciszy niespodziewanie słyszycie wynaturzone chrumknięcia. Z konsternacją spoglądasz na Cihangira, który nagle wydaje ci się potwornie blady, niczym niedopieczone, surowe ciasto na pizzę podawane w Domu pod Brojlerem. 

To one. To o nich ci mówiłem. Świńtaury - wysapał przerażony turas

Z zaciekawieniem wyjrzałeś przez źdźbła tłuszczu, jednak nie spodziewałeś się zobaczyć takiej potworności, nawet pomimo ostrzeżeń towarzysza. Nad strumykiem marmolady pasło się niewielkie stado obrzydłych stworzeń. Pół tuczniki, pół tłuściochy. Każdy trzymał w ręku tasak rzeźniczy - broń z wyboru.

Tucznix


Każdy z nich, widocznie instynktownie i z wielką euforią, tarzał się w marmoladzie niczym w brudnym błocie. Po uważniejszej inspekcji, czując się niczym Karol Darwin, odczuwając radość odkrycia nowego gatunku i poczynienia pierwszych obserwacji, zauważasz, że jeden osobnik jest zdecydowanie większy. Oznacza to zapewne, że jest odyńcem rozpłodowym pilnującym swojego haremu, a reszta to maciory płodne i warchlaki.



Radar bezwględnie wskazywał, że to właśnie te wynaturzenia posiadają kulę. Jak walczyć z czymś tak zwyrodniałym? Jak groźne to może być? Niezależnie od wszystkiego i tak musicie zdobyć jedyną nadzieję na uwolnienie z tego chorego miejsca. Spojrzałeś na Cihangira, który wyciągnął właśnie kałacha spod pazuchy i kilka granatów. Nie miałeś pojęcia, że jest uzbrojony. Tobie rzucił żałosną pałkę teleskopową, którą wyraźnie przypadkowo zabrał, gdyż jest to wyjątkowo nieefektywna broń do mordu.

Zajmij się tym największym, ja wezmę na siebie całą resztę - oznajmił

Z zarośli wyskoczyliście nagle i z wielkim jazgotem. Świńtaury spojrzały z zaciekawieniem. Mierzyliście się wzrokiem przez kilka długich sekund. Był to wystarczająco długi czas, abyś mógł się przekonać, że te stworzenia nie są wrogo nastawione. Turas także to zrozumiał. Z wielką nienawiścią na twarzy wypalił całą serię, zabijając 3 maciory i raniąc 2 warchlaki. Na tyle to było jeśli chodzi o przyjazne nastawienie. Stado z potężnym kwikiem zaczęło spierdzielać w drugą stronę, a Cihangir ruszył za nimi. Nigdy nie widziałeś, aby ktoś tak szybko pruł gnany jadowitą wzgardą i pragnieniem mordu. W oazie został jedynie odyniec. Chwycił za olbrzymi tasak i szykował się do szarży. Machnąłeś żałosnym patyczkiem jaki dał ci turas w celu jego rozłożenia i nerwowo przełknąłeś ślinę.

I ruszył. Wymachiwał tasakiem na wszystkie strony. W ostatniej chwili zrobiłeś perfekcyjnego fiflaka i w ramach precyzyjnego kontrataku wbiłeś pałkę w jego brzuch. Jak łatwo można było się spodziewać, ta złożyła się na powrót w karli kijek. Zupełnie nie świadomie w ostatniej chwili chwyciłeś za jego skręcony ogon i ciągnąłeś się za nim przez kilka długich metrów po podłożu. Sprawiło to ogromny ból odyńcowi, który z emocji zebźdźiał ci się w twarz. Wstałeś z tłustej ziemi i szybko doskoczyłeś do pyska, wsadzając pałkę w jego ucho, ale bynajmniej nie po to, żeby zrobić mu Mokrego Siusiaka, a przebić się przez czaszkę do mózgu, co jakimś cudem ci się udaje. Prosiak pada bez życia na ziemię. Kilka minut później z zarośli wychodzi Cihangir, cały umorusany we krwi i z miną spełnienia jakoby udało mu się wytrzebić całe stado. Przyłożył radar do truchła, co spowodowało przedłużające się potworne blypnięcie przypominające jęk alarmów przeciwnalotowych podczas ataków niemców. Oznaka, że znaleźliście kulę. Otóż jak to świnia, odyniec zjadał wszystko co tylko mu się nawinęło, przy okazji konsumując to czego szukaliście.

Turas z wielką wprawą mistrza kebabów wyciął wnętrzności, potem naciął żołądek, a nic nie znajdując, zaczął przeciskać flaki jedną ręką trzymając za początek, a drugą zaciskając i przeciągając wzdłuż, aż kula wypadła odbytem stwora. Zdobywając artefakt, skierowaliście się w drogę powrotną. Znając ścieżki i teren zajęło wam to mniej czasu. Byliście pierwsi w obozie, reszta zeszła się po tygodniu, a na grupę Metina czekaliście kolejne 2 tygodnie, jednak ten wrócił sam. Miał ze sobą ostatnią kulę, więc uradowani przystąpiliście do kolejnego etapu planu.

Wezwij Mahometa

Advertisement